

- PJM
- Rodzicielstwo
Dziurkacz, zszywacz i pieczątki – czyli jak połączyć pracę biurową z opieką nad Dzieckiem
Ostatnio w naszej rodzinie nastąpił kryzys.
W sumie można uznać, że to już taka lutowa tradycja - bo co roku w lutym mamy kryzys.
Kryzys związany z sezonem wzmożonej zachorowalności.
W tym roku jednocześnie chorzy byli Starszy i Młodszy i Niania.
Starszy nie chodził do przedszkola, Młodszy wymagał noszenia non stop. A ja oczywiście musiałam przeorganizować życie i niestety zrezygnować z wielu swoich planów, w tym zawodowych.
Ale nie narzekam, bo przynajmniej miałam możliwość zaopiekowania się Dziećmi, bo sama byłam zdrowa.
W zeszłym roku było zdecydowanie gorzej. Lutowy kryzys był większy gdyż, jednocześnie chorzy byli Starszy, Młodszy, ja i Mąż. Na pomoc wezwaliśmy Dziadków. Przyjechali i po kilku dniach Oni także byli chorzy. Mieliśmy szpital w domu (łącznie grypa rozłożyła 6 osób).
Wracając do sytuacji aktualnej: Starszy szybciej niż Młodszy dochodził do siebie. Gdy był już w lepszej formie, uznałam, że w ciągu dnia mogę pracować, gdy Młodszy śpi. Przekazałam Starszemu zatem, że w czasie drzemki Młodszego muszę pracować w gabinecie, a Jemu zaproponowałam w tym czasie relaks przy audiobooku.
Straszy, który nie miał ochoty na relaks, odparł: „Będę pracował z Tobą”.
Pomyślałam – no tak, czyli nic nie zrobię.
Okazało się jednak, że było zupełnie inaczej.
Siedliśmy przy biurkach – każdy przy swoim. Tzn. ja przy swoim, a Starszy przy biurku Męża.
Zapytałam: „Co chciałbyś robić?”.
Na co Starszy: „To co Ty”.
Pomyślałam – co może być ciekawego dla Dziecka w pracy biurowej. Ale ok. Przygotowałam dziurkacz, zszywacz, pieczątki i kartki.
Przy pomocy dziurkacza i zszywacza zrobił ciekawe prace – m.in. rysował ołówkiem wozy strażackie na kilku kartkach i łączył je zszywaczem.
Ale najlepszą zabawą okazała się oczywiście zabawa pieczątkami.
Już wcześniej Starszy podkradał mi z gabinetu pieczątki, więc wiedziałam, że to może być dla Niego interesujące.
Nie znał jednak wcześniej pieczątki z datownikiem. Ileż było frajdy, gdy ją odkrył i gdy okazało się, że gdy się pokręci kółeczkiem, pieczątka przybija inne cyferki.
Chwilowo za sprawą datownika znaleźliśmy się w 2027 roku. Co więcej data dzienna to 95 grudnia. Taka podróż do przyszłość.
Teraz przed każdym użyciem datownika trzy razy sprawdzam czy małe rączki przypadkiem znów czegoś nie poprzestawiały.
Jak się już znudziły się pieczątkowe zabawy, to Starszy przyszedł do mojego biurka i zapytał co czytam. Czytałam komentarz do kodeks postępowania cywilnego. Starszy stwierdził, że to bardzo gruba książka (ma ona 1879 stron). Zaczął kartkować. I ze zdumieniem odkrył, że nie ma w niej żadnych obrazków. A następnie stwierdził, że taką książkę, to trzeba by czytać „ze sto kilo dni.” Coś w tym jest. A najgorsze, że jak już poświecisz te „sto kilo dni” i przeczytasz, to nowelizacja.
Ale nie chciałam Starszemu moimi problemami głowy zawracać. Pokazałam Mu niszczarkę.
A niszczarka, to jest coś.
Po pierwsze – można niszczyć kartki - super sprawa - tyle, że u nas Młodszy spał, więc nie mogliśmy hałasować za bardzo.
A po drugie – w niszczarce jest cała tona papieru zniszczonego, z którego można zrobić milion rzeczy.
Starszy miał pomysł by zrobić zabawę w konfetti w salonie. Odwiodłam Go od tego. I zaproponowałam by papier z niszczarki stał się śniegiem i byśmy zrobili z niego bałwana.
Tak oto powstał pierwszy i pewnie ostatni w tym sezonie bałwan, bo na dworze śniegu brak.
Było też otwieranie i zamykanie pustych segregatorów, a także budowanie wieży ze starych kodeksów i drukowanie kolorowanek z pojazdami przy pomocy kolejnego interesującego urządzenia – drukarki.
Okazało się, że praca biurowa jest bardzo ciekawa i pouczająca.
Przez kilka dni spędzaliśmy czas razem w gabinecie w trakcie drzemki Młodszego. Każdego dnia Starszy był bardziej samodzielny i wymagał mniej atencji, dzięki czemu ja mogłam ogarnąć bieżące sprawy.
Na szczęście po ponad dwóch tygodniach chorowania, kryzysowa sytuacja została zażegnana.
Starszy planuje już kolejne prace z wykorzystaniem papieru z niszczarki.
A efekt pieczątkowej zabawy był taki, że Starszy zapragnął mieć swoją pieczątkę imienną. Zamówiliśmy – imię w wersji zdrobniałej i nazwisko, no i oczywiście tusz czerwony (to Jego ulubiony kolor).
Własna pieczątka, to świetny prezent dla Dziecka. Starszy teraz opieczętowuje wszystkie swoje prace plastyczne. Nie żeby nie umiał się podpisać – to też czyni, ale wiadomo czasem (nawet w urzędzie) pieczątka jest ważniejsza od podpisu 😉
Autor:
Paulina Janikowska – Mizera - radca prawny, rodzic, edukator (trener) i przedsiębiorca.
Na blogu opisuje jak wygląda życie radcy prawnego i rodzica oraz dlaczego i czego radca prawny uczy dzieci (nie tylko swoje), a także to co ma do przekazania rodzicom o prawie i o rodzicielstwie.